Mój pierwszy Mac - od Thinkpada do Macbooka Air
👨🏼💻iMagazine
W styczniu 2008 roku Steve Jobs pokazał światu najcieńszego laptopa na świecie i nazwał go Macbook Air. Wow. Szczęka mi opadła. Wiedziałem, że to będzie mój pierwszy Mac. I tak też się stało… Choć wcale nie było to proste. Oto historia mojego pierwszego Maka i mojej miłości do sprzętu Apple.
Ten felieton jest z wydania z sierpnia 2014 iMagazine
- Fan marki Apple, ale ciągle tylko w teorii…
- Podstawowe pytanie odnośnie laptopa: ile to waży?
- Ale czy na pewno chcę Maka?
- Mac-TabletPC przez miesiąc. Moja jazda próbna.
- Kupiłem wreszcie MacBooka Air… i od pierwszego dnia się zakochałem!
- Drugiego dnia chciałem wywalić go przez okno…
- Potem to już okres miesięcy i lat miodowych…
Fan marki Apple, ale ciągle tylko w teorii…
W tamtym czasie byłem już wielkim fanem marki Apple. Głównie jednak w teorii. Owszem we wrześniu 2007 roku dostałem mojego pierwszego iPhone’a… Jednak moja Nokia Communicator miała opcję kopiuj/wklej, nawigację i inne bajery, więc iPhone’a dałem żonie. Ale obserwowałem Apple już od kilku lat. Chłonąłem każdy odcinek reklam z serii “I’m a Mac”. Od kiedy przeszli na procesory Intela zacząłem brać ich komputery na serio pod uwagę. Pierwszy Macbook Pro zrobił na mnie ogromne wrażenie… ale był za ciężki i za duży.
Podstawowe pytanie odnośnie laptopa: ile to waży?
Kto czyta moje felietony wie, że jestem “#iPadOnly”, czyli pracuję głównie na iPadzie. Wcześniej moim głównym komputerem był Macbook Air. Jeszcze wcześniej - komputery typu Tablet PC takie jak Toshiba Portege M200 czy IBM Thinkpad x60. Zawsze ceniłem sobie w komputerach przenośnych ich… przenośność. Czyli niewielką wagę i długi czas pracy na baterii. Mój Thinkpad był niesamowity. Prawie 5 godzin na baterii, ważył zaledwie 2kg i był bardzo mocny i odporny na wstrząsy. Jednym słowem - laptop wysokiej klasy.
Był jednak niesamowicie brzydki :) Czarny, plastikowy i nijaki. Dlatego, gdy tylko zobaczyłem Macbooka Air, zakochałem się od pierwszego wejrzenia. 1,5 kg, piękna aluminiowa obudowa, śliczny, cienki, sexy, zaokrąglony… Był ideałem laptopa. Musiałem go mieć.
Ale czy na pewno chcę Maka?
No właśnie. Od zawsze używałem komputerów z systemem Windows. Z od prawie dekady znanym i lubianym (szczególnie wśród wirusów) Windowsem XP. Miałem tam wszystko opanowane, skonfigurowane, “obcykane”. I teraz nagle mam zmieniać moje programy, przyzwyczajenia, skróty klawiszowe, system plików? Dla Maka? Wprawdzie słyszałem, że Maki są lepsze i może nawet w to wierzyłem… ale się bałem. W końcu jestem “gościem od produktywności”, czyli powinienem wiedzieć lepiej, że jeśli nagle zmienię długo wypracowywane przyzwyczajenia i zoptymalizowane działania i przesiądę się na Maka, to moja produktywność spadnie na łeb na szyję. Pokusa była jednak ogromna i z każdym miesiącem zakochiwałem się w Macbooku Air coraz bardziej. Odwiedzałem lokalny sklep iSpot kilka razy miesięcznie. “Macałem” tego Air’a. Chciałem go mieć. Nie mogłem już patrzeć na mojego Thinkpada.
Mac-TabletPC przez miesiąc. Moja jazda próbna.
Jako rasowy geek produktywnościowo-komputerowy stwierdziłem, że muszę podejść do sprawy etapami. Zacząłem od tego, że dowiedziałem się, iż można zainstalować (nie do końca legalnie) Mac OSX na moim Thinkpadzie. Stwierdziłem, że zrobię sobie “Hackintosha” i zobaczę, czy na Mac OSX da się w ogóle pracować.
Dało się. Nawet bardzo :) W październiku 2008 roku uruchomiłem na osobnej partycji Mac OSX. Mój MacTabletPC zaczął działać. Nawet wskaźnik Wacom’a działał. Przede mną była nowa ziemia. Uczenie się komputera od nowa.
Opisałem to nawet krok-po-kroku na osobnym blogu.
Spodobał mi się sposób działania Mac OSX. Wszystko wydawało się proste, fajnie się przeciągało i upuszczało jeden obiekt na drugi. Owszem, musiałem całą moją pracę przemyśleć od nowa. Każdy proces, każdy program - wszystko, co dotychczas robiłem na komputerze musiałem zaprojektować od nowa. Było to coś, co przeżyłem potem raz jeszcze w roku 2012, gdy przesiadłem się na iPada.
Kupiłem wreszcie MacBooka Air… i od pierwszego dnia się zakochałem!
Wracając do roku 2008: pod koniec października wiedziałem już, że będę chciał pracować na Maku. Wiedziałem też, że mój “hackintosh” nie sprawdzi się na dłuższa metę. Co jakiś czas padał i zawieszał się. No a oprócz tego, chciałem już wreszcie kupić moją miłość - mojego Air’a. Na koniec października znalazłem więc na Allegro używanego Air’a z dyskiem SSD 64GB (tyle obecnie ma mój iPad :)) i kupiłem go. Wow! Miałem wreszcie maszynę moich marzeń. Idealny prezent na powoli zbliżającą się wtedy gwiazdkę. Nie chciałem innego.
Drugiego dnia chciałem wywalić go przez okno…
To jeszcze nie koniec tej historii. Od razu zacząłem mocno korzystać z nowego sprzętu, cieszyć się nim i wtedy… o zgrozo… odkryłem problem “core shutdown”. Okazało się, że pierwsze generacje Air’ów miały problem z przesadnym grzaniem się, co powodowało wyłączanie jednego z rdzeni procesora i tworzenie się procesu “kernel_task”, który tak zapychał system, że komputer był nie do użycia! Do tego na pełnych obrotach wiatraków chodził jak odkurzacz! Miałem ochotę mojego ukochanego, wymarzonego Air’a wywalić przez okno! Był wolniejszy i głośniejszy od Thinkpada… i od wszystkiego na czym kiedykolwiek pracowałem… Byłem załamany.
Na szczęście jestem geekiem i umiem czytać fora. Udało mi się znaleźć rozwiązanie problemu. Mała $10-dolarowa aplikacja CoolBook i skrypt obniżający obroty wiatraka… i nagle mój Air zaczął na serio “śmigać”. Wreszcie!
Potem to już okres miesięcy i lat miodowych…
Pierwszego Aira używałem prawie przez rok. Potem kolejne generacje Air’ów aż do przesiadki na iPada. Nigdy nie zapomnę tego pierwszego Maka, wszystkich eksperymentów z “hackintoshem”, tego wyzwania “produktywnościowego” związanego z przesiadką na zupełnie inną, nieznaną platformę. Dzięki pierwszemu Makowi odkryłem świat Apple na dobre. Chwilę potem kupiłem iPhone’a 3G i wtedy byłem już na dobre “sprzedany”. Ale nie żałuję. Dzięki temu mogę teraz pisać felietony do iMagazine, co za każdym razem sprawia mi niesamowitą frajdę.